Dziś dzień 100!
Decyzja tak naprawdę zapadła już jakiś czas temu, ale czas ogłosić ją oficjalnie: tak przywiązałam się do projektu - tyle mi dał i daje w życiu! - że nazwę "100 happy days" potraktuję jako punkt wyjścia... Następny przystanek, jeśli się uda, będzie zgodny z adresem bloga. Czyli celuję w tysiąc!
Na setkę: Uratowany z kuchni wielki motyl, dla którego nie wiem gdzie znalazłam cierpliwość i uważność... To chyba ta ciąża :) i wieczorna rozrywka z Mężem - pierwszy raz razem graliśmy w boule! I wiecie co? Niemal pod blokiem mamy plac do gry. Specjalnie dla bouli. Wraz z innymi wspaniałościami na "Sportowej ścieżce". Bemowo, I love you more and more!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz