Dzień 64: Radość, którą sprawia mi wyprawianie moich mężczyzn rano mimo zaspania... No i wiosna, forsycje, ach!
poniedziałek, 31 marca 2014
niedziela, 30 marca 2014
Day 63
Dzień 63: Zespół Reprezentacyjnyyyyy <3 <3 <3 Z teściami, szwagierką, mężem i obojgiem naszych dzieci. Oboje fikali przez pierwszą połowę i spali przez drugą. Od śmiechu do łez i z powrotem. Stasio i jego niesamowite przeżywanie muzyki... i teksty: "jak myślisz, stracą głos czy nie stracą?", "mama, szkoda, że nie zaśpiewają 'Everybody dance now'" :D I NOWA PŁYTA WRESZCIE WYSZŁA! Zdobyta już, oczywiście.
sobota, 29 marca 2014
Day 62
Day 62: Ah, these women (and more, more of them)! Fruitful conversations, lots of smiles and memories, the oxytocin fountain flowing.
And, I am so proud of my big boy who courageously attended two sports-school-tests today with his dad and they both did great :)
Dzień 62: Ach, TE kobiety (i więcej ich, więcej)! Owocne rozmowy, mnóstwo uśmiechów i wspomnień, fontanna oksytocynowa tryskająca na całego.
No i jestem bardzo dumna z mojego małego mężczyzny, który dziś odważnie wziął udział w dwóch testach sprawnościowych do szkoły sportowej, na które poszedł z tatą i obaj sobie świetnie poradzili :)
And, I am so proud of my big boy who courageously attended two sports-school-tests today with his dad and they both did great :)
Dzień 62: Ach, TE kobiety (i więcej ich, więcej)! Owocne rozmowy, mnóstwo uśmiechów i wspomnień, fontanna oksytocynowa tryskająca na całego.
No i jestem bardzo dumna z mojego małego mężczyzny, który dziś odważnie wziął udział w dwóch testach sprawnościowych do szkoły sportowej, na które poszedł z tatą i obaj sobie świetnie poradzili :)
Day 61 (yesterday)
Day 61: Witnessing the absolutely overwhelming POWER of women. I'm so grateful for having had the honor to listen to your stories that I'm speechless!!
Dzień 61: Być świadkiem niewiarygodnej MOCY kobiet... Brak mi słów, aby wyrazić moją wdzięczność, że dostąpiłam zaszczytu wysłuchania Waszych wspaniałych historii!!
Dzień 61: Być świadkiem niewiarygodnej MOCY kobiet... Brak mi słów, aby wyrazić moją wdzięczność, że dostąpiłam zaszczytu wysłuchania Waszych wspaniałych historii!!
czwartek, 27 marca 2014
Day 60
Day 60: Mastered the use of Rainbow carpet washer. The sight of the color and composition of what was previously on my carpet (and is now in the container): priceless.
Dzień 60: Opanowałam do perfekcji sposób użycia pralki do dywanów. Widok koloru i składu tego, co wcześniej było na dywanie (a teraz jest w pojemniku): bezcenny.
Dzień 60: Opanowałam do perfekcji sposób użycia pralki do dywanów. Widok koloru i składu tego, co wcześniej było na dywanie (a teraz jest w pojemniku): bezcenny.
Day 59
Day 59: The dream team and some amazing food. Thank you guys for that day <3
Dzień 59: Boskie towarzystwo i świetne jedzenie. Dzięki, kochani <3
Dzień 59: Boskie towarzystwo i świetne jedzenie. Dzięki, kochani <3
wtorek, 25 marca 2014
niedziela, 23 marca 2014
Day 56
Day 56: Finding this during a spring cleaning session: priceless <3
Dzień 56: Znaleźć takie podczas sesji wiosennych porządków: bezcenne <3
Dzień 56: Znaleźć takie podczas sesji wiosennych porządków: bezcenne <3
Day 55
Day 55: 1. We're training... 2. Drawers + flip-flops = ideal spring outfit according to a 5yo; 3. 'Cause everybody needs nutella pancakes once in a while.
Dzień 55: 1. Ćwiczymy... 2. Kalesony + japonki = idealna wiosenna stylówa według 5latka; 3. Bo każdy czasem potrzebuje naleśników z nutellą.
Dzień 55: 1. Ćwiczymy... 2. Kalesony + japonki = idealna wiosenna stylówa według 5latka; 3. Bo każdy czasem potrzebuje naleśników z nutellą.
sobota, 22 marca 2014
Day 54
Day 54: Spring, of course! And spring outfit :) First day of spring = a very long, active day filled with joy and satisfaction. Yay!
Dzień 54: Wiosna, oczywiście! I wiosenne ubranko :) Pierwszy dzień wiosny = bardzo długi, aktywny dzień pełen radości i satysfakcji. Ha!
Dzień 54: Wiosna, oczywiście! I wiosenne ubranko :) Pierwszy dzień wiosny = bardzo długi, aktywny dzień pełen radości i satysfakcji. Ha!
czwartek, 20 marca 2014
Day 53
Day 53: Disco hits volume max, windows wide open = me : dirty apartment - 1:0 :)
Dzień 53: Hity disco na maksa, szeroko otwarte okna = ja : brudne mieszkanie - 1:0 :)
Day 52
Day 52: A very fruitful (both personally and professionally) visit at BioBazar.
Dzień 52: Niezwykle owocna (zarówno osobiście, jak i zawodowo) wizyta na BioBazarze.
Dzień 52: Niezwykle owocna (zarówno osobiście, jak i zawodowo) wizyta na BioBazarze.
wtorek, 18 marca 2014
Day 51
Day 51: A very POSITIVE dentist visit. Some good news and interesting new info about pregnancy and mouth care! And for free :)
Dzień 51: Bardzo POZYTYWNA wizyta u dentysty. Dobre wieści, a do tego nieznane mi wcześniej informacje dotyczące ciąży i dbania o jamę ustną. Za darmo :)
Dzień 51: Bardzo POZYTYWNA wizyta u dentysty. Dobre wieści, a do tego nieznane mi wcześniej informacje dotyczące ciąży i dbania o jamę ustną. Za darmo :)
Day 50
Day 50: I made this terrible, terrible mistake and entered a shop with infant clothing!!! ;) (and melted)
Dzień 50: Popełniłam kardynalny błąd i weszłam do sklepu z ubrankami!!! ;) (i się rozpłynęłam)
Dzień 50: Popełniłam kardynalny błąd i weszłam do sklepu z ubrankami!!! ;) (i się rozpłynęłam)
niedziela, 16 marca 2014
Day 49
Day 49: Sooo greatful for the lazy weekend in a designer hotel... I love our "free weekends" so much <3
Dzień 49: Tak bardzo wdzięczna za leniwy weekend w designerskim hotelu... Kocham nasze "wolne weekendy" <3
Dzień 49: Tak bardzo wdzięczna za leniwy weekend w designerskim hotelu... Kocham nasze "wolne weekendy" <3
Day 48
Day 48: Hotel breakfasts... I could have them all the time :)
Dzień 48: Śniadania hotelowe... Mogłabym je jeść codziennie :)
Dzień 48: Śniadania hotelowe... Mogłabym je jeść codziennie :)
Day 47
Day 47: Getting to know we're having a daughter!!! Celebrating with straaaaawberries & cream + sushi + long awaited just-the-two-of-us (well... three, really) weekend... Purrrfect.
Dzień 47: Już wiemy, że mamy córkę!!! Świętowanie: truskawki ze śmietaną + sushi + długo oczekiwany wyjazd pt. "tylko we dwoje" (no cóż, w zasadzie troje)... Cuuudnie.
Dzień 47: Już wiemy, że mamy córkę!!! Świętowanie: truskawki ze śmietaną + sushi + długo oczekiwany wyjazd pt. "tylko we dwoje" (no cóż, w zasadzie troje)... Cuuudnie.
czwartek, 13 marca 2014
Day 46
Day 46: I consider the season open (in whatever sense ;))!
Dzień 46: Sezon uważam za otwarty (na cokolwiek :))!
Dzień 46: Sezon uważam za otwarty (na cokolwiek :))!
Day 45
Day 43
Day 43: Sunday choco-breakfast with a friend seen so long ago...
Dzień 43: Niedzielne czeko-śniadanie z dawno nie widzianą przyjaciółką...
Dzień 43: Niedzielne czeko-śniadanie z dawno nie widzianą przyjaciółką...
niedziela, 9 marca 2014
Day 42
Day 42: Many IKEA trophies, and among them THE first item bought for the fourth member of our family...
Dzień 42: Wiele zdobyczy z IKEI, a pomiędzy nimi PIERWSZA rzecz kupiona dla czwartego członka naszej rodziny...
Dzień 42: Wiele zdobyczy z IKEI, a pomiędzy nimi PIERWSZA rzecz kupiona dla czwartego członka naszej rodziny...
piątek, 7 marca 2014
Day 41
Day 41: Spinach + salmon + feta quiche together with the time to reflect upon a therapeutic session in my lil' "thoughtbook". With Plac Konstytucji out of the window. Priceless.
Dzień 41: Quiche ze szpinakiem, łososiem i fetą, a do tego czas na refleksję po sesji terapeutycznej w moim notesie przemyśleń. Z Placem Konstytucji za oknem. Bezcenne.
Dzień 41: Quiche ze szpinakiem, łososiem i fetą, a do tego czas na refleksję po sesji terapeutycznej w moim notesie przemyśleń. Z Placem Konstytucji za oknem. Bezcenne.
czwartek, 6 marca 2014
(Proper) Day 40
Day 40: French toast with mayo and chive... YUM. One nice breakfast :)
Dzień 40: Tosty francuskie z majonezem i szczypiorkiem... Mniam. Spoko śniadanko :)
Dzień 40: Tosty francuskie z majonezem i szczypiorkiem... Mniam. Spoko śniadanko :)
brak dnia 40.
A dzisiaj jest dzień 40. i wpisu o radości dnia czterdziestego dzisiaj nie będzie.
Może ktoś zauważył, że już chyba dwa razy sprytnie "ominęłam" jakiś dzień po drodze, kiedy radostki nie zauważyłam lub nie miałam siły/ochoty przedstawić. A dzisiaj robię to otwarcie - pomyślałam, że to też ważne.
Że nie zawsze trzeba znaleźć powód do zadowolenia. Czasem doba nie przynosi nic, co jesteśmy w stanie zinterpretować pozytywnie albo uwiecznić. Czasami dzień jest po prostu do dupy i trudno, nie będę udawać, że go nie było.
W ostatnie dni wymęczyłam się tak bardzo, że wczoraj prawie straciłam przytomność w autobusie, więc dzisiaj spałam do 15:00. Jak już się obudziłam, nie miałam siły na konkretne pracowanie, więc ogarnęłam na ćwierć gwizdka jakieś konieczności (pranie, mail), a poza tym czytałam głupie gazety i siedziałam na fejsie. A potem mężowi odholowano samochód (oczywiście w niesprawiedliwy, cholernie wyłudzający, złodziejski sposób), więc musiałam wyściubić nos z domu po to, żeby poszlajać się po oddziałach Straży Miejskiej i parkingach, żeby pomóc mężowi odzyskać auto i wrócić do domu.
Mogłabym ucieszyć się, że ale fajnie, mam luksus pospania do 15:00 kiedy potrzebuję. Ojej, dobrze, że odholowali na Mokotów, a nie na Pragę. Zrobiłam pranie, to znaczy, że mam w co ubrać rodzinę. I tak dalej. I jestem za to wszechświatowi wdzięczna, naprawdę. Tylko nie zawsze mam siłę w morzu rozgoryczenia potraktować takie rzeczy jako oznaki mojego szczęścia. Element 100 happy days.
To tyle w temacie.
PS Gosia Darmas, od Ciebie obrazek i inspiracja do "coming outu" z gorszym dniem. Pozdrawiam :*
Może ktoś zauważył, że już chyba dwa razy sprytnie "ominęłam" jakiś dzień po drodze, kiedy radostki nie zauważyłam lub nie miałam siły/ochoty przedstawić. A dzisiaj robię to otwarcie - pomyślałam, że to też ważne.
Że nie zawsze trzeba znaleźć powód do zadowolenia. Czasem doba nie przynosi nic, co jesteśmy w stanie zinterpretować pozytywnie albo uwiecznić. Czasami dzień jest po prostu do dupy i trudno, nie będę udawać, że go nie było.
W ostatnie dni wymęczyłam się tak bardzo, że wczoraj prawie straciłam przytomność w autobusie, więc dzisiaj spałam do 15:00. Jak już się obudziłam, nie miałam siły na konkretne pracowanie, więc ogarnęłam na ćwierć gwizdka jakieś konieczności (pranie, mail), a poza tym czytałam głupie gazety i siedziałam na fejsie. A potem mężowi odholowano samochód (oczywiście w niesprawiedliwy, cholernie wyłudzający, złodziejski sposób), więc musiałam wyściubić nos z domu po to, żeby poszlajać się po oddziałach Straży Miejskiej i parkingach, żeby pomóc mężowi odzyskać auto i wrócić do domu.
Mogłabym ucieszyć się, że ale fajnie, mam luksus pospania do 15:00 kiedy potrzebuję. Ojej, dobrze, że odholowali na Mokotów, a nie na Pragę. Zrobiłam pranie, to znaczy, że mam w co ubrać rodzinę. I tak dalej. I jestem za to wszechświatowi wdzięczna, naprawdę. Tylko nie zawsze mam siłę w morzu rozgoryczenia potraktować takie rzeczy jako oznaki mojego szczęścia. Element 100 happy days.
To tyle w temacie.
PS Gosia Darmas, od Ciebie obrazek i inspiracja do "coming outu" z gorszym dniem. Pozdrawiam :*
środa, 5 marca 2014
Day 39 (yesterday)
Day 39: Getting stuff done over a big nice mug of soy chai tea latte before a Very Important Meeting - first informational meeting in a school that Staś will potentially go to!
Dzień 39: Ogarnianie spraw nad dużym kubkiem sojowej Chai Tea Latte przed Bardzo Ważnym Spotkaniem - pierwszym spotkaniem informacyjnym w potencjalnej szkole Stasia!
Dzień 39: Ogarnianie spraw nad dużym kubkiem sojowej Chai Tea Latte przed Bardzo Ważnym Spotkaniem - pierwszym spotkaniem informacyjnym w potencjalnej szkole Stasia!
poniedziałek, 3 marca 2014
Day 38
Day 38: I was offered a seat on public transport for the first time in this pregnancy :)
Dzień 38: Po raz pierwszy w tej ciąży ustąpiono mi miejsca w metrze :)
Dzień 38: Po raz pierwszy w tej ciąży ustąpiono mi miejsca w metrze :)
niedziela, 2 marca 2014
sobota, 1 marca 2014
Subskrybuj:
Posty (Atom)